Na pewno na więcej niż jedno obejrzenie, bo po jednym jestem jednak trochę zmieszany - nie widzę wyraźnego związku między poszczególnymi opowieściami.
Jak dla mnie, tym wspólnym mianownikiem jest kobieta. Obserwując Adelinę, Annę oraz Marę możemy przecież dostrzec jak wielkie zmiany zaszły w świadomości społecznej i obyczajowości na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Pozostaje więc pożyczyć 'smacznego' :) A tak na marginesie, to krytycy często określali ten właśnie film De Sici mianem przystawki (przed daniem głównym, jakim jest "Małżeństwo po włosku").
Jestem świeżo po seansie, już wiem czemu uważasz, że Sophia najpiękniejsza była w tym filmie w noweli p.t. "Adelina"!
Wyglądała wprost bosko, bardzo naturalnie, i mimo, że nigdy nie uważałem jej za piękną tam jest tak zmysłowa i pociągająca, że aż naprawdę piękna! Nosi tam chyba perukę ale i to nie odbiera jej uroku!
A jak zagrała!
Najbardziej mi się chyba jednak podobała nowela p.t. "Mara".
"Najbardziej mi się chyba jednak podobała nowela p.t. "Mara"
Nowela czy Loren? ;) Czytałam kilkanaście recenzji tego filmu i wszyscy krytycy, jak jeden mąż, pisali, że 'o ile Mastroianni był cudowny we wszystkich trzech epizodach, o tyle Loren była najcudowniejsza w ostatnim.'
Raz na jakiś czas do tego dzieła z miłą chęcią powracam :) .Wszystkie epizody są świetne , ale gdybym miał głosować to z niewielką przewagą wygrałaby nowela "Adeline" nad "Mara" .Marcello prowadzi w "Adeline" , Sophia zdecydowanie w "Mara" , w "Anna" dałbym remis.
Ogólnie wyrównanie :) idealna ekranowa "para".Chyba najlepsza jaką stworzył srebrzysty ekran.Co do wspólnego mianownika widzę tu bardziej "związek" , nie samą kobietę.(ale mogę sie mylić;))
> Marcello prowadzi w "Adeline" , Sophia zdecydowanie w "Mara" , w "Anna" dałbym remis.
Moim zdaniem Loren i Mastroianni zawsze idealnie dopełniali się na ekranie: ona była aktorką dominującą, on grał spokojnie, wręcz ulegle (odeszli od tej reguły chyba tylko w "Laleczce gangstera", ale trudno, żeby w tym przypadku było inaczej, skoro to historia prostytutki i jej "opiekuna").
> idealna ekranowa "para".Chyba najlepsza jaką stworzył srebrzysty ekran.
Idealna i moja ulubiona, także podpisuję się pod tym, co napisałeś, obiema rękoma! :)
> Co do wspólnego mianownika widzę tu bardziej "związek" , nie samą kobietę.
Być może. Ja na ten film traktowałam zawsze jako doskonałą ilustrację do słynnego kawałka Toto Cutugno, pt.: "L'italiano" - a zwłaszcza do fragmentu: "Buongiorno Italia (...) con le canzoni con amore/ con il cuore/ con piu' donne sempre meno suore (...)" :)
:)
Stworzyli coś po czym mówiąc Marcello myślisz Sophia i na odwrót ;).
Mimo wszystko swoją wybitność udowodnili tez grając osobno.Co do Marcello przekonałem się o tym całkowicie po "Ginger i Fred".Co do Sophii nie umiałbym wskazać jednego najlepszego filmu.Chyba każdy film z ich udziałem razem lub osobno jest dla mnie "wyjątkowy" i nie spodziewam się nawet w dalszej przyszłości podobnej pary :)
> Mimo wszystko swoją wybitność udowodnili tez grając osobno.
Stworzyli, co najmniej, świetne kreacje nawet w miałkich produkcjach.
> Co do Marcello przekonałem się o tym całkowicie po "Ginger i Fred".
Generalnie uwielbiam Mastroianniego u Felliniego: dziennikarza Marcella ze „Słodkiego życia”, przeżywającego kryzys twórczy reżysera z „Osiem i pół”, profesora mitologii grecko-rzymskiej z „Miasta kobiet” czy podstarzałego eks-tancerza z filmu „Ginger i Fred”. Genialne kreacje stworzył również u Scoli, Germiego, Petriego, Ferreriego, Viscontiego czy Tornetore.
> Co do Sophii nie umiałbym wskazać jednego najlepszego filmu
Ja mam niesamowitą słabość do "Matki i córki" (w reżyserii De Sici) i... "Zaczęło się w Neapolu" :) Nie wiem ile razy oglądałam tę komedię - straciłam rachubę!